Dobrze jest
czasem posłuchać odgłosu szeleszczącego popcornu. No i buzowania bąbelków
pochodzących z otchłani kubka wypełnionego colą. Miło też słucha się siorbania
słomką zaraz nad uchem. Szczególnie kiedy napój w środku jest już na
wykończeniu. Słomka wydaje wtedy taki fantastycznie, wkurwiający odgłos.
Niewątpliwie fantastycznym doznaniem jest to szczególnie, kiedy jest się na
seansie w kinie. A jakiś cwany gapa ciągnie tą słomką jakby walczył o ostatni
oddech.
Jako, że my
lubimy czasem skoczyć sobie do kina, to pierwszą myślą jaką było kiedy
opuściłem salę było "kuźwa, powinni skołować takie bydlaki żeby siedziały
cichuteńko za fotelem każdego oglądającego"...
Jakie bydlaki?
Ano czytajta;)!
Paradoksalnie, wbrew temu wstępowi to nasz spektakl przebiegł w ciszy i spokoju. Mało tego, był to chyba najcichszy spektakl na jakim byliśmy kiedykolwiek. I nie mam tu na myśli absolutnie samego filmu i tonu w jakim jest utrzymany ale właśnie popcornowych opierdalaczy i zasysaczy coca coli. Bo może takowych właśnie na emisję nie wpuszczali? Ale po kolei...
Sama nazwa
filmu "Ciche miejsce" w pewien sposób go zobowiązuje. Nie tylko ku
temu aby powstrzymać swoje chucie dotyczące grzebania łapskiem w paczce z
M&Msami, które na sali kinowej wydają odgłosy jakby odgruzowywano jakiś
zawał w kopalni. Chcę jednak powiedzieć tyle, że "Ciche miejsce"
zobowiązuje o tyle, że o samym filmie po prostu nie było strasznie głośno.
Plakaty nie trąbiły z każdego przestanku, banery nie rozświetlały nocami ulic,
reklamy nie waliły ze stron Playboya niczym krocza modelek prezentujących tam swoje wdzięki, a autobusy i tramwaje nie jeździły obklejone
akcjami promocyjnymi. Wiadomo było, że będzie miała miejsce premiera filmu o
takim tytule. I w sumie tyle. Zero zbędnego szumu i zamieszania.
Film to
totalnie coś innego niż to z czym można było zetknąć się do tej pory.
Szczególnie w kontraście z kupą jaka wypuszczana jest ostatnimi czasy przez
przeróżne wytwórnie. Bo wiecie jak to musi być? Głośno i efektownie. No to
tutaj tak nie jest. Jest za to cicho i efektywnie... Zgodnie z twierdzeniem
"krowa która głośno ryczy, mało mleka daje". No to mlekiem od krowy
jaką jest "Ciche miejsce" można napełnić basen.
Sam zamysł
fabularny nie jest w żaden sposób odkrywczy. Nawet Guy N. Smith dałby radę wpaść
na taki pomysł.
I na tle tego
wątku fabularnego, przypatrujemy się rodzinie, która próbuje dostosować się do
reguł nowego świata. Niestety nie wszystko można przewidzieć. Nawet kiedy zna
się zasady gry i poruszania się po znanych sobie schematach. Zawsze jednak mogą
pojawić się zdarzenia nie do przewidzenia. Szczególnie kiedy mamy obok siebie
dzieci... A dodając do tego fakt, że główna bohaterka filmu spodziewa się
właśnie kolejnego dziecka, to już teraz powinniście sami sobie dopowiedzieć
jakie problemy mogą wynikać z takiej niespodzianki w takim świecie…
I tak szczerze
i mimo wszystko to właśnie dzieci są tymi główniejszymi z głównych aktorów. To
trochę taki hołd od rodziców dla dzieci, pokazujący jak wiele mogą zrobić oni
dla swoich pociech. Bo mimo wszystko głębię i sens tego filmu to tak w 100%
zrozumieją tylko osoby, które mogą cieszyć się faktem posiadania małego,
jazgotliwego i upierdliwego potomka. Bo w sytuacji kiedy mówi się potoczne „zrobiłbym
dla Ciebie wszystko”, to z reguły jest to określenie na wyrost. Ale dla
własnego dziecka naprawdę człowiek jest zrobić wszystko… I nie istnieje na
świecie żadna siła, która potrafiłaby powstrzymać rodzica przed obroną własnego
dziecka przed czymkolwiek.
Zdecydowanie
największym plusem filmu jest dźwięk. A na dobrą sprawę to właściwie jego brak.
Emocje aktorów są wyrażane ich mimiką czy gestami. Całość jest zagrana
kapitalnie co w połączeniu z muzyką czy narastającymi co jakiś czas efektami
dźwiękowymi naprawdę robi robotę (uwielbiam ten skrót myślowy;)). Generalnie
produkcji mógłby przyświecać termin – im ciszej tym straszniej.
Klimat
momentami naprawdę wgniata w fotel. Cholera wie czego się spodziewać i w którym
momencie zagrożenie może wyskoczyć z ekranu. I nawet jump scary nie są tak
wkurwiające jak w innych filmach. Mało tego, nie irytują totalnie a ich
obecność jest w 100% uzasadniona!
Ciekaw
jestem swoją drogą jak bardzo reżyser filmu (który notabene jest też głównym
męskim bohaterem produkcji) inspirował się grą „Last of Us”. Bo inspiracja jest
widoczna w naprawdę wielu miejscach. Też mamy wszędzie dojmującą ciszę, klimat
postapo, podobny główny bohater (nawet podobnie ubrany), a i potwory wydają
podobne „klikające” odgłosy jak stwory w grze. Myślę, że coś bez wątpienia
było na rzeczy.
I szczerze,
tak naprawdę szczerze mówiąc, to zauważam w filmie tylko jeden minus. Taki
stricte fabularno logiczny. Bo jak facet, głowa rodziny, odpowiedzialny gość,
może zdecydować się na kolejne dziecko w tak masakrycznie popieprzonym świecie…
No jakoś mi się to kupy totalnie nie trzyma.
Naprawdę
ciężko przyczepić się do czegoś konkretnego co w tym filmie nie śmiga. Cieszy
fakt, że przynajmniej raz na rok wychodzi w Shitwoodzie coś, co śmiało można uznać
za naprawdę dobry materiał i znakomity horror. I tak jak w tamtym roku było „To
przychodzi po zmroku” czy „Uciekaj”, tak w tym spokojnie mega plusa można
postawić przy „Cichym miejscu”. I zupełnie serio, niewiele brakuje filmowi do
tego by nazwać go w moim odczuciu horrorem idealnym.
Film
wciąga swoim onirycznym klimatem w trans. Hipnotyzuje. Naprawdę mega świeże i
odkrywcze spojrzenie na postapokaliptyczny klimat.
I
prawdę mówiąc nie wiem czy film jest jeszcze puszczany w jakiś kinach ale kto
ma jeszcze szansę gdzieś go zobaczyć niech zasuwa. Klimat jest odlotowy. Tylko
nie zapomnijcie zmówić zdrowasiek żeby jakiś przygłup nie zepsuł Wam
wszystkiego szeleszczeniem popcornem czy chlipaniem coli…
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz