Szczerze mówiąc początkowo
totalnie nie rozumiałem fejmu jaki był napędzany na ten wytwór. Gdzieś tam na
sklepowych półkach widziałem płyty, gdzieś w internecie co jakiś czas coś
mignęło, gdzieś na facebooku zobaczyłem polajkowany przez kogoś post, a na mieście
jakiś plakat. Kompletnie jednak nie wczuwałem się w ideę, nie klikałem w żadne
linki ani nie skupiałem wzroku na dłuższą chwilę. Mało tego, ja wciąż nie
wiedziałem co to tak naprawdę jest! Kompletnie! Czy to jest jakiś film, jakaś
akcja charytatywna, jakaś nowa marka odzieżowa?! No nie wiedziałem totalnie i
kompletnie nic! No bo jak coś może być towarem wartym uwagi, jeżeli nosi nazwę
„Nocny Kochanek”...?!
A więc do rzeczy - czym jest
Nocny Kochanek? W moim mniemaniu to taki osiedlowy głupek, z którego wszyscy
zawsze się śmiali bo dziwnie się ubierał. Aż pewnego dnia, przejeżdżający przez
osiedle znany projektant widząc z okna samochodu oryginalny ubiór stwierdził:
"ej gościu! Chodź, wsiadaj! Pojedziemy na pokaz mody! Może ktoś łyknie ten
popieprzony image!". No i ludzie łyknęli! Łyknęli aż miło!!!
A teraz tak mniej obrazowo - to
jest naprawdę KAWAŁ rewelacyjnej heavy metalowej muzyki! To taki miszmasz mieszanki
gatunków pochodnych, swoisty hołd dla mnóstwa rewelacyjnych i cenionych kapel.
Cholernie melodyjny heavy metal z riffami, refrenami, basem i perkusją jak z
lat 70 i 80 oraz wszystkiego co brzmi w klimacie New Wave of British Heavy
Metal. Inspiracji najpopularniejszymi zespołami gatunku są tu widoczne dla
każdego. A wokal prezentowany na płycie jest jak dla mnie absolutnym odkryciem
sezonu! Nieprawdopodobny głos przypominający momentami Halforda naprawdę robi
olbrzymie wrażenie. Od czasów usłyszenia kilka lat temu Maksa Migo nie
pamiętam, który z wokalistów tak fajnie do mnie trafił. Chyba Krzysiek
Zalewski. Kawał porządnego, głosiwa.
Ale, ale! Do muzyki trzeba
podejść z jajem. Bo jeżeli ktoś oczekuje tutaj odpowiedzi na temat tego co jest
po śmierci raczej jej nie uświadczy. Ale może za to się dowiedzieć jak zostać
zdrajcą metalu, co się może stać kiedy będzie się za szybko grać na wiośle,
czym jest pigułka samogwałtu i jakie ma działanie, jak z mordy wali po kebabie,
czemu nie przepijać wódy, jak wygląda typowy "metalowy" poniedziałek
po przebudzeniu, w jaki sposób pić Amarenę, co może być przyczyną długiej
kolejki do kibla, kto może przyjść w odwiedziny jeżeli ściąga się nielegalne
pliki z internetu albo co smoki mają wspólnego z gołymi babami. Tak, teksty są
absurdalne. Absurdalnie kretyńsko (choć spójne i przemyślane) genialne. Mają w
sobie tak cholernie olbrzymią dozę humoru, że nie sposób śmiać się do siebie
słuchając tych głupot do rewelacyjnej muzyki. Chłopaki poszli kompletnie
nieprzetartą i świeżą drogą. Zrobili coś czego wcześniej nie było. Sparodiowali
gatunek zostawiając całą klasyczną otoczkę. A to wszystko nabiera jeszcze
dodatkowego smaczku, dla kogoś kto przez jakiś czas poruszał się w jakiejś
„metalowej” grupie. Prześmiewczość w tekstach jest medalowa.
Płyta spina 12 kawałków i prawie
50 minut genialnej muzyki z absolutnie genialnym wokalem, dopełnioną salwami
śmiechu. Każdy utwór to cześć i hołd dla jakiejś znanej marki. Inspiracja
poszczególnym stylem zespołu dostrzegalna jest już po pierwszych kilku
sekundach po rozpoczęciu utworu. Tym sposobem znajdujemy Iron Maiden,
Scorpionsów, ACDC, Running Wild lub Alestorm, Hammerfall albo DragonForce czy
Halloween.
Kawał rewelacyjnej, wpadającej do
głowy, nie chcącej wyjść wcale ani się wygonić muzyki. Nawet czteroletni Wojtuś
chodzi po domu nucąc pod nosem kawałki z płyty:). A chyba ciężko o lepszą
rekomendację;). No może powiem jeszcze tyle, że ostatnią płytę z muzyką kupiłem
około 15 lat temu. Ta jest pierwszą od tamtego czasu:). I niedługo też sięgnę
po ich pierwszą płytkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz