Chciałem Wam zaprezentować moją kolejną pracę. Tym
razem jest to coś troszkę innego. W poprzedniej pracy można było zobaczyć
obrazek wojenny, z typowym jak na działania wojenne pojazdem. Tutaj mamy coś
odrobinę innego. Bo pomimo faktu, że to nadal okolice wybuchu wojny, to nie
wolno zapominać że po ulicach poruszały się nie tylko czołgi, ciężarówki czy wozy pancerne.
Przecież nadal istniały pojazdy cywilne. Nawet pomimo faktu, że użytkowane były
przez armię. A w jednym z takich pojazdów zakochał się sam przywódca III
Rzeczy. I tym właśnie sposobem, przedstawiam Wam popularny "samochód
Hitlera".
Ponownie przenosimy się do Niemiec. Konkretnie do
Berlina. Jest październik 1939 roku. Miesiąc po wybuchu drugiej wojny. Przez najważniejszych
dowódców Rzeszy podejmowane są już istotne decyzje. Widzimy właśnie jeden z takich
momentów, kiedy to po jednym ze spotkań, generałowie w towarzystwie
Blitzmädchen zmierzają do Mercedesa G4.
Cały zestaw który możecie zobaczyć to paka od ICM
(35531).
Do pojazdu nie dodawałem żadnych waloryzacji. Jest
to model prosto z pudła. Nawet nie kombinowałem z żadnymi własnymi pomysłami
jak porozkładane na siedzeniach gazety czy odłożona gdzieś paczka po
papierosach (choć nawet miałem je gotowe i przygotowane do ułożenia gdzieniegdzie w samochodzie ale ostatecznie odpuściłem). Jest to po prostu stuprocentowy zestaw z pudełka. Figury również z tego samego pudełka:).
Model bardzo, bardzo dał mi w kość... Już wiem, że
pojazdy w połysku to kompletnie nie moja bajka i z mojej strony był to jednorazowy romans, który już więcej
się nie powtórzy:).
W modelu, co potrafiłem wykonałem najlepiej jak się dało. Z racji iż
nie dysponuję aerografem, ratować się muszę sprayami od Tamiyi. Szczerze
powiem, że jestem nimi zachwycony. Zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę nie
kalkuluje się to totalnie ale... ile jestem w stanie skleić modeli w roku? Dwa?
Może trzy? Przeżyję ten wydatek:)... Ale do czego zmierzam? Ano do tego, że koloru
karoserii jaki chciałem uzyskać w palecie Tamki nie było. Wobec czego sięgnąłem
po spray od Revella... O... ja... jebiem... Nigdy więcej w życiu nic od
Revella!!! TRAGEDIA!!! Nawet nie chcę wspominać przez co ja musiałem
przechodzić. Ale linie podziału miałem pozalewane kompletnie. Przy Tamce takie
coś nie zdarzyło się absolutnie nigdy! Pojęcia nie mam czy to jest wina składu,
siły dozownika ale były momenty, że sikałem już z 50 centymetrów aby
tylko mi nie popodlewało linii. A i tak musiałem je później pogłębiać. Tak
naprawdę skórę uratowały mi oilbrushery od MIGa. Dzięki nim udało mi się jako tako naprostować pewne rzeczy czy jakkolwiek poukrywać pewne niedoskonałości. Rewelacyjna rzecz.
Co do samego ICM mam zdanie podzielone... Mnóstwo części (nie wiem czy to zasługa akurat tego modelu czy ogólnie ICM jest takie szczegółowe) więc na nudę narzekać nie można. Ale spasowanie elementów pozostawia trochę do życzenia. Szpachla była więcej niż konieczna... Części pomimo kąpieli nadal były tłuste. Nawet po nałożeniu surfacera to farba nadal trudno się rozprowadzała. Nie było to problemem w przypadku malowania sprayami ale kiedy trzeba było pomalować mniejsze elementy pędzlem to widać było problem. Z czymś takim w każdym razie spotkałem się po raz pierwszy. Co jeszcze mnie zaskoczyło? Kalki! Dosłownie rozpadały się w dłoniach i cieszę się, że do nałożenia były tylko i wyłącznie rejestracje!
Co więcej mogę napisać? Chyba nic:). Miłego
przeglądania galerii życzę:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz