„Świat futbolu to pierdolony teatrzyk. Szatnia to scena, na której musisz odgrywać rolę klauna. Im bardziej wiarygodny w swojej roli jesteś, tym większe zbierasz owacje. Z czasem przestajesz odróżniać przedstawienie od rzeczywistości, aż w końcu maska trwale zastępuje twarz.”
Smutna historia smutnego człowieka. Opowieść jak
stracić i przegrać wszystko. Przegrać dosłownie, nie w przenośni. Smutna opowieść
o człowieku, którego życie spełniało się wedle scenariusza o jakim marzy
dziewięćdziesiąt dziewięć procent chłopców. Bo kto z nas nie śnił o kopaniu
piłki przy pełnych trybunach, o portfelach i kontach wypchanych pieniędzmi,
pięknych samochodach i szybkich kobietach. Albo na odwrót. Jednak ta historia
ma ciąg dalszy. Nie kończy się jak inne bajki. Nie ma "żyli długo i szczęśliwie".
Bo życie Grzegorza Króla nie będzie już nigdy szczęśliwe. Jest przejebane. Oby jednak chociaż
było długie...
Książka jest autobiografią Grzegorza Króla.
Jednego z najlepszych piłkarzy biegających po boiskach polskich na początku XX
wieku. Faceta, który grał między innymi w Amice Wronki, Lechii Gdańsk czy
osławionej Polonii Warszawa z czasów Wojciechowskiego. Generalnie gość jest
jak najbardziej pamiętany przez kibiców. Ale Ci młodsi raczej nie mają prawa go
kojarzyć. Świat piłki nożnej też nie robi absolutnie nic aby przywoływać do
pamięci istnienie "Królika"... Wręcz przeciwnie. Robione jest
wszystko aby o nim zapomnieć…
Do książki zabierałem się przez jakiś czas. Nie
było tak, że chwyciłem ją od razu jak tylko pojawiła się w moich łapskach.
Czemu? Bo jak popieprzony chwyciłem jakiś czas temu "Zasypanego"
Sypniewskiego. I dość mocno zraziłem się do tego typu książek. Ale o tym za
troszkę. Swoją drogą ciekawe kto wymyśla tak odkrywcze tytuły dla autobiografii
piłkarzy. Był "Zasypany", "Przegrany" i
"Spalony". Ciekawe co będzie kolejne. "Pogrzebany"?
„Posrany”? „Zgwałcony”?
Tak więc kiedy już przełamałem się i chwyciłem za
pozycję, pochłonąłem ją w dwa wieczory. Zasysa się ją jak Michał Probierz dobrą whisky. A whisky
na stronach książki absolutnie nie brakuje. Podobnie jak samochodów, pieniędzy, kobiet i
seksu. I piłki też. Ale najwięcej jest tu hazardu. Kart, ruletki, zakładów
bukmacherskich czy zakładów koleżeńskich. O wszystko. Chociażby o to, który z
ptaków odleci pierwszy z gałęzi… Ta książka to spowiedź chorego, naprawdę poważnie
chorego człowieka…
Generalnie jej tytuł powinien brzmieć „Przepis na
spieprzenie sobie życia”…
Przez 80 % czytamy o chorobie głównego bohatera.
O hazardzie. O wizytach w kasynach, o grach w ruletkę, o kręceniu kołem i
wpatrywaniu się w białą kulkę przemierzającą czarno-czerwony szlak. O spadających owocach śmigających na ekranie
jednorękiego bandyty. Wreszcie o odwiedzinach kasyna nawet kiedy nie ma
pieniędzy. Chociażby po to aby chłonąć tą atmosferę i podpowiadać innym na co
postawić…
To nie tak miało wyglądać. Król był naprawdę
dobrym zawodnikiem. Osobiście najbardziej kojarzę go z Bełchatowa kiedy na
kilka kolejek przed końcem sezonu został wypieprzony z klubu. Dość dziwna
sytuacja bo wtedy przecież Bełty walczyły to końca z Zagłębiem Lubin o
mistrzostwo a Królik strzelał bramki jak nienormalny. I nagle został wywalony z
zespołu. W książce można przeczytać czemu… Ciekawi? Król zapowiadał się na
naprawdę bardzo przyzwoitego zawodnika. Pewnie nie gwiazdę europejskiego
formatu ale na solidnego wyrobnika, który w zagranicznej lidze powinien
strzelać około tych 8-10 bramek. Ale
spieprzył wszystko zawodowo. Sam. I nie bardzo mu ktoś w tym pomógł. Choć też
ukryć się nie da, że towarzystwo również wybierał takie, które będzie lubiło
podobne zabawy jak i on. Przede wszystkim jednak nie miał znikąd pomocy.
Żadnego wsparcia.
Dostajemy opowieść, która rozpoczyna się kiedy
Król był jeszcze praktycznie dzieckiem. Jak i gdzie zaczynał grać. Gdzie się
wychowywał. Z kim przesiadywał i jakie były jego pierwsze przyjaźnie
(wiedzieliście, że z Tomkiem Dawidowskim znał się od dzieciństwa?). Gdzie jeździł
na imprezy, jakie były jego hobby (o ile tak można nazwać kradzenie). Jakie
stopnie kolejnych piłkarskich etapów pokonywał.
Styl książki jest bardzo przystępny. To taka
otwarta, bezpośrednia rozmowa. Strasznie szybko się czyta, a jeszcze szybciej przewraca
kartki. Na dodatek rozdziały kończą się w taki sposób, że zawsze po zakończeniu
jednego koniecznie trzeba zacząć czytać kolejny. A jak wiadomo na kilku
pierwszych zdaniach się nie skończy więc trzeba rozdział przeczytać do końca.
Pieprzone literackie perpetuum mobile. Książka wzbogacona jest o swego rodzaju
spowiedź Króla. To takie zapiski, prace, które sporządzał kiedy już trafił na
odwyk. Mamy ich kilka i pojawiają się co kilka właściwych rozdziałów. I to co
można przeczytać w tych kilkunastu zdaniach jest tak cholernie szczere i
prawdziwe… Dzięki temu, mimo iż Króla nie do końca jesteśmy w stanie polubić czy szczerze mu współczuć, to są tam momenty kiedy naprawdę zaczynamy go rozumieć i czuć
jego żal. Bo facet naprawdę chyba zrozumiał, że zjebał swoje życie w mistrzowski sposób.
Król wie o tym, że dał dupy. Nie usprawiedliwia
się wszystkim dookoła i nie obwinia każdego za swoje błędy. Wie, że mógł
osiągnąć wiele. Ma świadomość tego, że miał najlepszą pracę świata. Ma
świadomość własnego talentu i wie, że był bardzo dobry w tym co robił.
Gdzieniegdzie najlepszy, a gdzie indziej przeciętny. Ale zawsze bardzo dobry.
Niewątpliwie jednak nie odleciał w swoich wypowiedziach na inną planetę jak
Sypniewski w swojej książce. Bo ten w swoich majakach odfrunął w inną galaktykę i znalazł ziemię, na której
kratery są porównywalne do tych, które pojawiły się od wychlanego alkocholu w jego głowie…
Ta książka to nie bajka. To smutna historia.
Kilka razy się uśmiechniemy czytając jakąś anegdotkę z piłkarskiej szatni.
Czasem się zniesmaczymy, a czasem z niedowierzaniem przetrzemy oczy. Ale
generalnie ta pozycja to przestroga. Przestroga dla tych, dla których być może
nie jest jeszcze zbyt późno albo drogowskaz dla młodych. A na tym drogowskazie napisane
jest „ni cholery nie idź w tą stronę” albo „idąc tutaj zjebiesz sobie życie”.
Nie wiem czy słowa przytoczone na stronach zrobią na kimś wrażenie. Pewnie nie.
Bo większość i tak pomyśli „mnie to nie dotyczy”. Ale jeżeli to miałoby
pomóc choć jednej na sto osób to myślę, że Królik byłby zadowolony. Bo przecież
lepiej uczyć się na cudzych błędach niż swoich…
Kim jest bohater obecnie? Nikim. Rozwalił
wszystkie pieniądze. Stracił cały olbrzymi majątek. Nie ma pracy. Rodziny. Nie
ma co jeść… Facet, który mógł pozwolić sobie codziennie na jazdę taksówką z
Wronek do Warszawy nie ma już nic… Gość, który potrafił przegrać sto tysięcy
złotych podczas jednej imprezy. Nie, to nie jest fikcja. To prawdziwa historia…
Ale być nikim to i tak lepiej niż być alkoholikiem, dłużnikiem, kłamcą i
hazardzistą… I podobnie twierdzi teraz bohater.
Książka dla każdego, kto kocha piłkę z przełomu
wieków i początku obecnego milenium. Dla mężczyzn, którzy kiedy byli chłopcami to kiedy
wklejali twarz Grześka do albumów Panini. Dla tych, którzy zaczytywali się w
Bravo Sport i Piłce Nożnej. I dla tych, którzy chcą wiedzieć jak cholernie
łatwo zjebać sobie życie. Jak krótka jest droga od króla do błazna.
I wiecie co? Czyż jego nazwisko z niego
przypadkiem nie zadrwiło…?
Moja ocena 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz