"Złe" czyli nie jesteś sobie w stanie wyobrazić większego zła...

To będzie pierwsza recenzja napisana na "czyśćcu" zupełnie na poważnie.
 
Nie będzie żartów. Bo tu nie da się żartować.
 
Nie będzie mordek, uśmiechów czy emotów. Bo to zakrawałoby na żarty podczas pogrzebu.
 
Zabraknie ubarwień. Bo nie da się ubarwić czegoś co nie jest nawet czarno białe. Tylko czarne.
 
Nie będzie śmiechu. Bo to byłby śmiech nad otwartą trumną.
 
Zabraknie brudnych dowcipów. Bo po przeczytaniu tej pozycji jedyny brud jaki ma się w głowie to brud ludzkich czynów.
 
Ta recenzja nie powinna nawet zawierać słów...
 
Tutaj powinna być tylko cisza...
 
Martwa cisza...

Z czym mamy doczynienia w książce? Ze złem. Ze złem w najczystszej możliwej postaci. Nie złem wyimaginowanym. Nie z czymś nadprzyrodzonym. Nie z mitycznymi stworzeniami, które czają się w zakamarkach piekieł. Nie z duchami, demonami czy diabłem. Nie z Cthulhu stworzonym przez Lovecrafta. Nie z psychopatami ganiającymi po lasach z piłami mechanicznymi. Nie z wskrzeszoną laleczką w którą wniknęła dusza psychopatycznego mordercy. Nie z mordercą, który zabija podczas snu. O nie... Tutaj jest coś o wiele gorszego... Tutaj złem są Ci najbliżsi. Ci ukochani. Ci, którym powinniśmy ufać najbardziej. Nasza opoka. Nasza skała. Nasza bezpieczna przystań. Tym złem jest nasza Rodzina...
 
Pozycja przedstawia dwadzieścia cztery godziny z życia rodziny Jasińskich. Głownie Jasińskich bo pojawiają się jeszcze wątki trzech osób spoza tej familii, które również są absolutnie kluczowe dla całej powieści. Historia opowiedziana w książce to swego rodzaju ciąg przyczynowo skutkowy. Dosadnie i obrazowo ukazana lawina nieszczęśliwych działań, która prowadzi do nieprawdopodobnej tragedii. Teoretycznie Jasińscy nie wyróżniają się spośród tysięcy rodzin w Polsce. Teoretycznie. Wszechogarniająca patologia, alkoholizm, brak pieniędzy, ojciec bez pracy wyżywający się na żonie i dzieciach. Ale jak to w malutkim miasteczku, wszyscy wiedzą, że to wybuchowy facet i czasem lubi się napić ale w gruncie rzeczy to dobry chłop. Większość też wychodzi z założenia, że jak czasem kobita po głowie dostanie to nic złego się jej nie stanie. Podobnie dzieciaki. Ot tak, żeby wiedziały jak chodzić. W miasteczku każdy zna się ze sobą. Kojarzy się z podwórka albo ze szkoły. Typowe, niewielkie miasto. Z typową, patologiczną rodziną…
 
Po przeczytaniu mam zajebisty mętlik w głowie. Nieprawdopodobny. Powoli dochodzę do siebie tłumacząc sobie, że to była jedynie fikcja literacka. Ułuda. Wymysł. Jedynie taka wizja Autora. Pomysł na powieść. Ale to gówno prawda... To nic nie daje... Ciśnienie schodzi. Pojawia się smutek. Bo dociera, że to wszystko co było tu opisane ma miejsce w rzeczywistości. Takie rzeczy naprawdę się dzieją. Tak chore sytuacje się zdarzają.
 
Książka zadziałała na mnie mega depresyjnie. Ostatnią pozycją, która wstrząsnęła mną w takim stopniu była ketchumowska "Dziewczyna z sąsiedztwa", którą czytałem chyba siedem lat temu. Ale teraz jest gorzej. Tym tytułem jestem wstrząśnięty dużo mocniej… U Jacka Ketchuma ten rodzaj brutalności był inny. I inny był odbiorca bólu. Tam katorgę przeżywała nastoletnia dziewczyna. Inaczej odbiera się cierpienie kogoś kto w jakimś stopniu jest już ukształtowany. Kto mimo „nastu” lat potrafi odepchnąć, przeklnąć, splunąć czy po prostu myśleć. Bez względu jak to brzmi. Tak czy inaczej potrafi zrobić cokolwiek. Teraz wyobraźcie sobie wszystkie złe emocje jakie mogą pojawiać się w patologicznej rodzinie. Gdzie bimber pędzi się w piwnicy. Gdzie pije się najtańsze możliwe wina, które zapija się najtańszym możliwym piwem. Gdzie w furii, gniewie i złości latają po mieszkaniu rozrzucane przedmioty. Gdzie przekleństwa są na porządku dziennym bez względu na okoliczności. Gdzie pięści ojca latają w powietrzu kompletnie nie zważając na to na kogo trafiają. Gdzie nie ma pieniędzy bo ojciec wszystko przepija, a kiedy wraca do domu zalega na tapczanie we własnych szczochach i rzygach. Widzicie to? To teraz wyobraźcie sobie energię tego domu, która skupia się na trzylatku…
 
I wiecie co jeszcze? Ehhh… nie ważne… Tego nie da się opisać…
 
Jeżeli teraz mimo wszystko uważacie, że mniej więcej wiecie już czego się spodziewać po książce to… gówno wiecie. Nie jesteście, po prostu kurwa nie jesteście nawet w najmniejszym stopniu w stanie przygotować się na to co tam przeczytacie. Ja jestem zdeptany. Wymięty i wypluty. Sponiewierany. Jestem zszokowany dosadnością i prostotą języka Autora, który tak cholernie precyzyjnie trafia do odbiorcy. Jestem zszokowany plastycznością w tworzeniu smutnego i zatrważającego obrazu.
 
Podczas czytanie, co chwila z ust wyrywają się ciche przekleństwa. Z każdą chwilą jest ich coraz mniej. Później następuje już cisza i czytanie odbywa się w absolutnym bezgłosie. Bo brakuje słów… Bo nawet najmocniejsze słowa nie są w stanie oddać i określić tego, jak potrafi być przerażająco i strasznie. Jak cholernie brutalne potrafi być prawdziwe życie. I na pocieszenie nie działa tu wcale fakt tego, że ta konkretna historia to wymysł Autora. Nie, to nic nie daje. Bo kiedy przeczytacie książkę to i do Was dotrze, że podobna historia może dziać się klatkę obok, w innym bloku, wieżowcu albo trzy domy obok nas. I odetchniecie spokojnie ciesząc się z własnej szklanej bańki w jakiej żyjemy.
 
Jeśli podczas czytania, stwierdzicie że wydaje Wam się, że już wiecie w jaką stronę zmierza akcja, że spodziewacie się co się stanie, domyślacie co będzie dalej to… nie sądźcie tak. Nie wiecie nic. Jeśli myślicie, że macie jakiś pomysł jak potoczy się to dalej i Wasza idea jest nieprawdopodobnie chora i brutalna to bądźcie pewni, że Autor zrobi to dosadniej i mocniej. Kilkukrotny blow mind jaki został mi zaserwowany przez Michała Chmielewskiego zupełnie zbijał z tropu. To były właśnie te momenty, kiedy przekleństwa już nie mają sił wypływać z ust. I zupełnie szczerze? To jest najbardziej depresyjna książka jaką trzymałem kiedykolwiek w swoich rękach…
 
Pozycja wciska w fotel. Totalnie dołuje i wyciska łzy. Tak. Wyciska łzy z dorosłego faceta. To jest najprawdziwsza emocjonalna miazga, która potrafi zszokować każdego. Nawet osobę, która uważa że nic nie jest w stanie jej ruszyć. To będzie… To jest tytuł dla naprawdę twardych i odważnych ludzi. I szczerze? Ja tej książki nie zapomnę do końca swojego życia… Absolutny top przeczytanych przeze mnie powieści.
 
I na zakończenie już podsumowując – o czym jest „Złe”? O bólu, samotności, zagubieniu, strachu, łzach, panice, bezradności, żalu. Nie liczcie na to, że będzie tam coś o nadziei, uśmiechu, radości czy szczęściu. Bo się przeliczycie. Przygotujcie się na najgorsze. Kiedy wyobrazicie już sobie najgorsze, to przemnóżcie to razy sto. Wtedy zbliżycie się na mały procent do tego co otrzymacie w książce…
 
Moja ocena 9/10
 

8 komentarzy:

  1. Wow, mocna recenzja. Czytałam jakiś czas temu "Dziewczynę z sąsiedztwa" i byłam pod ogromnym wrażeniem, a skoro piszesz, że po tej książce odczucia są podobne, a może nawet i mocniejsze, to aż mam ochotę po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzja nie jest nawet w jednym procencie tak mocna jak książka, ani w nawet jednym gramie grozy tego co "Złe" nie oddaje. Pozycja to istny masakrator samopoczucia.
      "Dziewczyna" była strasznie dobra. Wybitna. Brak słów aby oddać jak cholernie dobra była to książka. Stawiam je obie na równi. Tylko tutaj jest wszystko nam, Polakom, bliższe. Znajome realia, swojskie imiona itd, itp. To wszystko ma kolosalny wpływ na odbiór pozycji. No i na dodatek każdy z bohaterów książki (z dzieci), od wspomnianej "dziewczyny" jest młodszy... To naprawdę miażdży...

      Usuń
  2. A ja przeciwnie niż Marta. P o takiej recenzji boję się, że nie dam rady...Chyba jeszcze poczekam. Mam w domu 3latka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Gdybym miał wybór to nie wiem czy sięgnąłbym po nią ponownie... Absolutnie genialna, wybitna, niepowtarzalna. Ale czy dałbym radę jeszcze raz? Ufff... Obym więcej nie musiał...

      Usuń
  3. :O zaintrygowałeś... Wędruje na ,,PlanToRead" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanów się dość mocno. Powinna Ci wiele powiedzieć ta recenzja. Zauważ, że formą odbiega od pozostałych. Jest ciężko. Serio.

      Usuń
  4. Jeszcze raz Ci dziękuję, że poznałeś mnie z Chmielewskim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co dziękować:)! Po to są blogi aby sobie polecajkami pomagać:).

      Usuń