Niemcy, wrzesień 1939 - "Narada"


     Chciałem Wam zaprezentować moją kolejną pracę. Tym razem jest to coś troszkę innego. W poprzedniej pracy można było zobaczyć obrazek wojenny, z typowym jak na działania wojenne pojazdem. Tutaj mamy coś odrobinę innego. Bo pomimo faktu, że to nadal okolice wybuchu wojny, to nie wolno zapominać że po ulicach poruszały się nie tylko czołgi, ciężarówki czy wozy pancerne. Przecież nadal istniały pojazdy cywilne. Nawet pomimo faktu, że użytkowane były przez armię. A w jednym z takich pojazdów zakochał się sam przywódca III Rzeczy. I tym właśnie sposobem, przedstawiam Wam popularny "samochód Hitlera".


Ponownie przenosimy się do Niemiec. Konkretnie do Berlina. Jest październik 1939 roku. Miesiąc po wybuchu drugiej wojny. Przez najważniejszych dowódców Rzeszy podejmowane są już istotne decyzje. Widzimy właśnie jeden z takich momentów, kiedy to po jednym ze spotkań, generałowie w towarzystwie Blitzmädchen zmierzają do Mercedesa G4.

Cały zestaw który możecie zobaczyć to paka od ICM (35531).

Do pojazdu nie dodawałem żadnych waloryzacji. Jest to model prosto z pudła. Nawet nie kombinowałem z żadnymi własnymi pomysłami jak porozkładane na siedzeniach gazety czy odłożona gdzieś paczka po papierosach (choć nawet miałem je gotowe i przygotowane do ułożenia gdzieniegdzie w samochodzie ale ostatecznie odpuściłem). Jest to po prostu stuprocentowy zestaw z pudełka. Figury również z tego samego pudełka:).

Model bardzo, bardzo dał mi w kość... Już wiem, że pojazdy w połysku to kompletnie nie moja bajka i z mojej strony był to jednorazowy romans, który już więcej się nie powtórzy:).

W modelu, co potrafiłem wykonałem najlepiej jak się dało. Z racji iż nie dysponuję aerografem, ratować się muszę sprayami od Tamiyi. Szczerze powiem, że jestem nimi zachwycony. Zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę nie kalkuluje się to totalnie ale... ile jestem w stanie skleić modeli w roku? Dwa? Może trzy? Przeżyję ten wydatek:)... Ale do czego zmierzam? Ano do tego, że koloru karoserii jaki chciałem uzyskać w palecie Tamki nie było. Wobec czego sięgnąłem po spray od Revella... O... ja... jebiem... Nigdy więcej w życiu nic od Revella!!! TRAGEDIA!!! Nawet nie chcę wspominać przez co ja musiałem przechodzić. Ale linie podziału miałem pozalewane kompletnie. Przy Tamce takie coś nie zdarzyło się absolutnie nigdy! Pojęcia nie mam czy to jest wina składu, siły dozownika ale były momenty, że sikałem już z 50 centymetrów aby tylko mi nie popodlewało linii. A i tak musiałem je później pogłębiać. Tak naprawdę skórę uratowały mi oilbrushery od MIGa. Dzięki nim udało mi się jako tako naprostować pewne rzeczy czy jakkolwiek poukrywać pewne niedoskonałości. Rewelacyjna rzecz.

Co do samego ICM mam zdanie podzielone... Mnóstwo części (nie wiem czy to zasługa akurat tego modelu czy ogólnie ICM jest takie szczegółowe) więc na nudę narzekać nie można. Ale spasowanie elementów pozostawia trochę do życzenia. Szpachla była więcej niż konieczna... Części pomimo kąpieli nadal były tłuste. Nawet po nałożeniu surfacera to farba nadal trudno się rozprowadzała. Nie było to problemem w przypadku malowania sprayami ale kiedy trzeba było pomalować mniejsze elementy pędzlem to widać było problem. Z czymś takim w każdym razie spotkałem się po raz pierwszy. Co jeszcze mnie zaskoczyło? Kalki! Dosłownie rozpadały się w dłoniach i cieszę się, że do nałożenia były tylko i wyłącznie rejestracje!

Co więcej mogę napisać? Chyba nic:). Miłego przeglądania galerii życzę:).










 














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz