Obejrzane w... styczniu 2018


     Spróbuję odpalić taką cyklóweczkę, która pojawiać mogłaby się systematycznie co miesiąc. Ot tak, aby nadać jakiejś systematyczności wpisom. Sam fakt tego, że bajzel tu jest jak w dziecięcym pokoju, sprawia że może jakoś warto to wszystko jakoś poogarniać;). I tym sposobem pomyślałem, że spróbuję napisać jakie to arcydzieła światowej kinematografii udało mi się obejrzeć w każdym poprzednim miesiącu. Nie będę tego jakoś straszliwie rozwlekał bo grubsze recenzje chciałem zostawić na wizyty kinowe. Ale jakiegoś kilku/kilkunasto zdaniowego podsumowania nie zaszkodzi mi przecież spłodzić;). Tym bardziej, że styczeń naprawdę obfitował w sporo obejrzanych produkcji.



To (2017)

„To” obejrzeliśmy jeszcze w 2017 roku. Konkretnie w noc sylwestrową. Tak, należę do gburów, mruków i antyspołecznych jednostek, które sylwestra lubią spędzać w domu i dla których sylwester jest najbardziej sztucznym, wymuszonym i bezsensownym dniem w roku. Osobiście bardziej toleruję antypolskie Halloween. Ale do rzeczy.
Przede wszystkim do filmów kręconych na podstawie powieści Kinga podchodzę z dystansem. Jako jedyne, które w moim mniemaniu są naprawdę mega udane to „Zielona mila” i „Skazani na Shawshank”. Tak, ani „Misery” ani „Lśnienie” też dupy mi nie urwało.  Ogólnie proza Kinga mnie nie porywa i jestem zdecydowanie niekingowy. Podobnie było tutaj. Ekranizacja mnie nie porwała. Dzieciaki zagrały naprawdę świetnie. Klimat utrzymany w rewelacyjnym stylu. Czuć podobne emocje jak w „Stranger Things”. Wszystko, co utrzymane jest w temacie lat 70/80/90 wydziela cudowne emocje.
Film ogląda się naprawdę przyjemnie. Nie można traktować go jako horroru. Nawet ciężko grozą go nazwać. Jeśli ktoś tego oczekuje to absolutnie tego nie otrzyma. Po prostu przyjemne kino. Ale cały krzyk i zachwyty są dla mnie jednak nie zrozumiałe… Sporo zrobiła akcja marketingowa która była naprawdę dobrze ogarnięta.
Choć faktem jest, że oglądanie tego dla kogoś z tak kosmiczną koulrofobią jaką posiadam ja, nie smakuje delicjami.
I pytanie które dźwięczy cały czas i nieustannie – kim/czym było tytułowe „To”? Z resztą pytanie dręczy też inne osoby które pomyślały o tym samym albo które film oglądały i usłyszały to pytanie ode mnie. Bo najbardziej absurdalne teorie które słyszałem mówią, że przybyszem z kosmosu, który na ziemi żywi się energią dzieci… Chociaż u Kinga i takie rzeczy są możliwe…
Aha, Skarsgard w moim mniemaniu Curry’iego nie przebił…

5/10

„Super Dark Times” (2017)

Odpaliłem z nudów i zupełnym przypadkiem. Świetny. Duszny, mroczny.
Znów coś w klimacie lat 90. Film o trójce kumpli, którzy przeżywają wspólnie czas. Wschodzą w wiek dojrzewania. Rozmawiają o laskach, pykają w planszówki, grają na konsoli i jarają zielsko. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo bo podczas nieporozumienia ma miejsce pewien „delikatnie mówiąc” incydent…
Naprawdę mega gęsty klimat budowany na emocjach, wyrzutach sumienia, analizowaniu psychiki ludzkiej. Rewelacyjna atmosfera. Ponura i gęsta. A wszystko przykazane jakby mgłą.
Gdyby tylko zmontować lepsze zakończenie…
Tak czy inaczej absolutnie nie jest to strata czasu. Jak dla mnie kapitalny.

6/10

„Leatherface” (2017)

O matko, co za gówno…
Kretynizm i komedia. Totalny brak pomysłów i ciągnięcie hajsu na legendzie. Ja osobiście kino klasy B czy C uwielbiam i szanuję. Szanuję z tego względu, że Autorzy tych filmów wiedzą że robią rzadkie kupy i nawet nie silą się ku temu aby odbierać ich na poważnie. Ale jeżeli ktoś próbuje mi wmówić, że gówno to czekolada bo zapakował srakę w słoik po nutelli to ja się delikatnie wkurwiam. I tu jest dokładnie właśnie taki przykład.
Taki niby prequel. Pokazuje powstanie i swego rodzaju powstanie Leatherface’a. Ale próba wejścia w głowę głównego „badassa” jest zrobiona tak tragicznie jakby jego psychikę analizował słabo rozgarnięty student psychologii, który na kierunek dostał się bo dobrze posmarował gdzie trzeba. I są to studia zaoczne. Eksternistycznie. Takie połączenie nie istnieje? Dla niego specjalnie utworzyli.
Zdecydowanie i kompletnie najgorsza część jaka kiedykolwiek wyszła w którą w jakiś sposób zamieszana jest „skórzana twarz”. Szkoda szczepić (skórzanego) ryja.

2/10

„Autopsja Jane Doe” (2016)

I to jest petarda!
Rewelacyjny film który w jakiś sposób przeszedł mimo wszystko bez większego echa. Było o nim słychać ale w moim odczuciu nie na tyle na ile zasługuje bo jest naprawdę kozacki.
Całość dzieje się w kostnicy. A właściwie w prosektorium. Ani gram filmu nie ma miejsca w żadnej innej lokalizacji. Sytuacja jest o tyle ciekawa, że wspomniane prosektorium mieści się w prywatnym domu. Stara, potężna chałupa w której mieszka ojciec z synem i to właśnie oni zajmują się autopsjami. Pewnego dnia w trybie pilnym przywiezione zostają do nich zwłoki młodej kobiety. Ciało po wstępnej analizie nie nosi żadnych śladów mówiących o przyczynach śmierci. I wtedy rozpoczyna się tytułowa autopsja. Podczas której dokonują coraz ciekawszych odkryć.
Naprawdę bomba!!! Zdecydowanie jeden z lepszych obejrzanych w tym miesiącu filmów!

7/10

„Uciekaj” (2017)

Kolejny naprawdę dobry film.
Młody czarnoskóry chłopak, wybiera się ze swoją dziewczyną do jej rodzinnego domu aby poznać jej rodziców. Atmosfera w domu jest strasznie dziwna. Delikatnie mówiąc. Nerwowa, niezręczna. Aha, nie wspomniałem o najważniejszym czyli o tym, że jego dziewczyna jest biała. I tym też faktem tłumaczy on sobie właśnie sytuację w domu. Z czasem jednak zaczyna odkrywać jaka jest przyczyna dziwnego zachowania mieszkańców i że nie do końca ma tutaj znaczenie kolor skóry… Choć też nie jest bez znaczenia…
Dobre kino. Oglądać i nie zastanawiać się. Mądre i inteligentne. Przy okazji naprawdę straszy choć w trochę inny sposób. Bardziej swoją realnością i tym, że jakby się tak już po całości zastanowić to coś takiego naprawdę może mieć miejsce. I nie jest to wcale jakoś bardzo absurdalne…
A co do podsumowania to wystarczy wspomnieć, że nominacja dla filmu do Oskara też raczej nie spadła z czapy.

6/10

„183 metry strachu” (2016)

Tak… Tytuł „The Shallows” przetłumaczono właśnie w taki sposób…
Sam film to pokłosie „Szczęk” i filmów szczękopodobnych. Choć może bardziej patrząc na głównego zwierzęcego bohatera tego dzieła, to trzeba napisać że bliższy jest mu „Rekinaido”…
Hamerykańska dziewczynka która pragnie posurfować na ślicznej meksykańskiej plaży (znaczy się, wiadomo że po falach oceanu a nie po plaży ale mam nadzieję, że dostrzegliście przenośnię), zostaje uwięziona na malusieńkim skalistym ostańcu, a dookoła niej pływa szalony rekin. Skałka znajduje się tytułowe 183 metry od plaży (choć to jak dla mnie tak na oko przynajmniej z kilometr) co w zestawieniu z rekinem pływającym zaraz obok stóp staje się odległością uniemożliwiającą powrót na ląd.
Strasznie mało logiki w filmie. Ogląda się go niby sympatycznie i w porządku ale bzdur sporo i nielogiczności. Osobiście mam wrażenie, że prędzej w takiej sytuacji to ja zjadłbym tego rekina niż on mnie… Jak tak patrzyłem na zachowanie tego stworzenia to czasem dochodziłem do wniosku, że w kastingu na rekiniego bohatera wybrali chyba tego najbardziej niedorozwiniętego. A już same kombinacje jakie uskutecznia bohaterka są tak bzdurne, że czasem aż oczy bolą.
Obejrzeć można ale nie ma się co spodziewać, że dupę urwie. Mimo wszystko całkiem ładnie zrealizowany i nakręcony. Ale nie ma co ukrywać, że jak oglądać to oglądać głównie dla Blade Lively;). I dla widoczków krajoznawczych bo są naprawdę ładne.

3/10

„Opętanie” (1999)

Coś kapinkę starszego choć klasyką bez wątpienia nazwać tego nie można.
Sceptyczny co do hipnozy główny bohater, pozwala wprowadzić się w stan uśpienia. Po przebudzeniu zaczyna odkrywać, że zyskał dodatkowe „umiejętności” a świat który dotychczas widział dookoła jest bardziej tajemniczy niż mu się wydawało. Dodając do tego, że „coś” się do niego przyczepiło (i see dead people – mówi Wam to coś?) i nie chce odpuścić wydaje się, że można otrzymać zgrany ale i bezpieczny scenariusz. I tak dokładnie jest. Bez fajerwerków ale i bez większych erekcji. Ot po prostu film do obejrzenia i zapomnienia. Ja Kevina Bacona bardzo lubię więc oglądanie filmu dzięki niemu zawsze jest ciut przyjemniejsze.
Bardziej rozwlekać wypowiedzi nie mam co bo prochu nie wymyślę.

5/10

„Zanim się obudzę” (2016)

Małżeństwo po stracie dziecka postanawia zaadoptować chłopca z ośrodka. Nie zwracają uwagi sprawy, że dzieciak jest z deczka felerny bo nie jest to jego pierwsza rodzina zastępcza do której trafia. Jak w ogóle można nie zwrócić uwagi, że z dzieciakiem które jest w kolejnej rodzinie jest coś nie tak?!?! Ale to tylko taka luźna dygresja…
Dzieciak jest miły, grzeczny, posłuszny. No ogólnie wzorowe dziecko. Ale ma w sobie pewną usterkę. Kiedy śpi materializują się jego sny… Kiedy to sny przyjemne to wszystko jest w porządku ale jak przychodzą koszmary to robi się nieciekawie. Niestety słabo się składa, że mały śni bardzo często o nijakim „Czyraku”…
Dobry film. Nie jest to absolutnie horror. To bardziej dramat, film fantasy. Pierwsza część filmu, może nawet trzy czwarte całości są naprawdę w porządku i ogląda się z chęcią. Później robi się tylko kaszana.
Jak zawsze zostaje sporo niedomówień i niejasności. Nie oczekuję absolutnie od twórców podawania mi wszystkiego na tacy bo uwielbiam interpretować wszystko po swojemu. Jednak sytuacja kiedy coś się wydarzyło, a ja wiem że reżyser postanowił tak zrobić choć sam nie wie czemu i nie zna odpowiedzi na to pytanie, trochę mnie wkurwia…
Tak czy inaczej warto obejrzeć.

5/10

„Czym chata bogata” (2017)

I pomyśleć, że mieliśmy na to pójść do kina…
Film stara się być tak poprawny politycznie, że aż się rzygać chce. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia jakie mają miejsce we Francji i uwzględniając to jak niewygodni stają się wątki dotyczące imigrantów, to można spróbować troszkę zakręcić widzami. I tym sposobem uchodźcami (phi!) stają się cyganie, a państwem do którego ściągają - posiadłość bardzo bogatego człowieka. Czaicie to? Imigranci z państwa arabskiego – cyganie, Francja – posiadłość. To taka luźna dygresja. Oczywiście trzeba podkoloryzować, wyolbrzymić i uwypuklić wszystko co się z tym wiąże czyli różnice kulturowe, próby wzajemnego współżycia, egzystencji obok siebie itd. Należy też dodać, że musi pojawić się czarny charakter (no bo wiadomo, że nie wszyscy imigranci są niebezpieczni) to mamy kompleksową bajkę i próbę ugłaskania zaniepokojonych.
Generalnie przekaz całości jest jak dla mnie jasny. Jesteśmy różni ale musimy dawać sobie szansę bo na pewno się dogadamy i przybysze nie są tacy źli jak ich się pokazuje. Ja oglądałem z niesmakiem. Nawet Clavier chyba się męczył. Tylko z szacunku dla niego przyznaję tak wysoką ocenę. Jako komedia wypada tragicznie fatalnie. Zaśmiałem się razy… zero. Chociaż nie, skłamałem! Zaśmiałem się raz.

3/10

„Aplik@cja” (2016)

Kolejny świetny film… Napisać nieporozumienie to mało… Dwa filmy z rzędu oglądaliśmy takie gówna, że jakby kolejny był taką katastrofą to chyba odechciałoby mi się męczyć oczy takim kałem na dłuższy czas.
Było już o grze komputerowej która zabija, było o filmie który zabija, o kasecie magnetofonowej więc przyszedł czas na aplikację w telefonie komórkowym… I tym sposobem kto ściągnie aplikację na telefon ten umiera. Dokładnie taka jest fabuła.
Zero grozy, zero horroru, bzdura i katastrofa. Jankeska młodzież to naprawdę banda półgłówków. Ciekaw jest czy ktoś, kto do dystrybucji wypuszcza taką kaszanę z amerykańskimi dzieciakami w roli głównej, bierze w ogóle pod uwagę jak oni są odbierani w świecie? Jeśli nie to napiszę, że jako banda osłów i niedorozwojów. Bardziej szkodzić nastolatkom z USA niż poprzez takie właśnie filmy, chyba się nie da.
Jest taka jedna scena, kiedy każdy z nich mówi czego się najbardziej boi. Jakbym napisał tu czego boją się w tym filmie jankescy nastolatkowie to byście mi nie uwierzyli... Dodając do tego, że te strachy później się materializują to śmiać się można zdecydowanie bardziej niż w poprzedniej opisywanej przeze mnie pozycji…
Film oglądaliśmy z Wojtusiem. Wojtuś ma pięć lat. Śmiał się jak zwariowany… Ot, taki to horror… Do tej pory dopytuje kiedy oglądamy „Aplik@cję 2”. Całe szczęście, że taki twór nie powstał.
Poza tym idiotyzmem jest sam pomysł tworzenia przeklętej aplikacji. Po co ktoś miałby tracić czas aby tworzyć coś takiego? Przecież obecnie gnojki są tak zapatrzone w ekrany telefonów, że same wchodzą pod pędzące samochody…

2/10

„Ostatnia rodzina” (2016)

Bez zastanawiania się - najlepszy film w całym zestawieniu jaki dane nam było obejrzeć.
Historię przeklętej rodziny Beksińskich, w mniejszym lub większym stopniu zna chyba każdy. W filmie nie dostajemy nic innego jak próbę oddania historii życia ich familii.
Początkowa komedia z każdą mijającą minutą zmienia się w cholerny dramat…
Naprawdę, od początku jest śmiesznie. Popieprzona, zwariowana rodzinka z odklejonym Tomkiem, nawiedzonym i beztroskim ojcem, delikatną matką i dwoma babciami, niejednokrotnie sprawia, że można zaśmiać się żywym śmiechem. Jednak z czasem robi się coraz bardziej dołująco, smutno, zatrważająco i ponuro. A na koniec robi się po prostu cholernie smutno.
     Co do odtwórców głównych ról to ciężko wyróżnić kogokolwiek. Seweryn zagrał genialnie. Kto wie czy nie rola życia? Z resztą widać, że jest to aktor z innej planety bo jego dykcja to jest nic innego jak stara szkoła. Wszystko jasno i wyraźnie. Słychać każdą najdrobniejszą głoskę. Na bank rolę życia zagrała odtwórczyni roli Pani Beksińskiej – Aleksandra Konieczna. Do tej pory kojarzona raczej z kiły w postaci „Na Wspólnej”, tutaj pokazała jak jest dobrą aktorką. Dawid Ogrodnik od dawna już nazywany jest mega zdolnym aktorem i tu tylko to potwierdził.
     Film bez wątpienia genialny i nie obejrzeć go to nic innego jak grzech zaniechania.

8/10

„The Walking Dead”

Tylko napomknę – jestem na bieżąco. Udało się nadgonić wszystkie brakujące odcinki i sezony i wyjść na prostą. Ponoć w lutym ma być Sezon 9.
Napiszę tylko, że jest to bez wątpienia najlepszy serial jakie dane mi było w moim życiu oglądać. Konkurować mogli z nim tylko „Lost” ale to jeśli brać by pod uwagę pierwsze 3 sezony.
Szczerze nie rozumiem kwaszenia, narzekań i trucia dupy, że coś się tu skiepściło, że jest zawracanie dupy, nuda, flaki z olejem itd. Masa gamoni zapomina chyba, że serial nie jest kręcony (głównie) na widzimisię reżysera ale na bazie komiksu. I pomijając już, że odbiegł w cholerę daleko fabularnie z niektórymi wątkami to tak czy inaczej to nadal oparte jest na dziele Kirkmana. Nie, nie irytują mnie niektóre debilne akcje, nie denerwują przeciągające się wątki czy wkurzające postaci. Wiernym fanem serialu pozostanę już na zawsze. I powtórzę po raz kolejny – dla mnie lepszy tasiemiec po prostu nie istnieje!

Oceny nie wystawiam bo to jeszcze nie koniec. A kto wie, może wpisałbym tu 11/10;)?

„Dom Wiedźmy” (2017)

I co ja mogę tu napisać…? W sumie chyba nic…
Film włączyłem bo nie mogliśmy się na nic zdecydować. Dawno nie było żadnego horroru więc wróciliśmy do gatunku. Ach, co to był za powrót…
Grupa dzieciaków (tak, to znowu oni – jankeska młodzież) wchodzi do opuszczonego (sporo w życiu chodziłem po urbexach ale urbex w takim stanie to nie urbex) domu. W domu dzieją się dziwne rzeczy i kiedy jednak zachciewa im się wyjść to już się nie daje.
Napisać gówno, kał, sraka, to nie napisać nic. Rzadko kiedy zdarza mi się wyłączyć film i nie obejrzeć go już nigdy do końca. Oglądałem „Freddy vs Jason” oraz „Koszmar następnego lata” więc wiem co to jest słabe kino… Ale z takim bełtem jak to styczność ma się naprawdę rzadko. To tak jakbyś siadł na klopie i zrobił tęczową kupę. To jest właśnie taki rarytasek…
Aktorzy grający w „Dlaczego ja?” oraz „Szpitalu” to wirtuozi w swoim fachu w porównaniu z gamoniami biegającymi tutaj przed kamerą.
Z resztą, co tu więcej pisać? Naprawdę brak mi epitetów żeby oddać kałowatość tego shitu. Wspomnę tylko, że to dzieło nie ma nawet swojego odnośnika na najbardziej znanym polskim portalu poświęconym filmom. Czaisz? Taka to produkcja.

0/10 - kijem tej kupy nie tykać!!!

„Zbaw nas ode złego” (2014)

Troszkę o filmie słyszałem. Zbierał całkiem solidne opinie i chęci aby go oglądnąć były od zawsze. Jednak kiedy nie było pomysłu co wieczorem obejrzeć to pojawiała się pustka w głowie bo on się chował i padało na coś innego. Tym razem podczas wertowania w internecie hasła „najlepsze horrory 2014”, cudownie się odnalazł i wpadł na listę.
Dobry film. Taki kryminał podkręcony horrorem. Ciemny i mroczny. Kojarzył mi się bardzo z grą komputerową „Heavy Rain”. Temat niby nie do końca podobny i zbliżony ale jednak jakiś podobny mistycyzm i niepokój wisiał w powietrzu. To takie kino trochę w stylu „Siedem” albo „Odkupienie”. Kryminał podszyty religijnym thrillerem albo delikatnym horrorem.
Film pokazuje śledztwo prowadzone przez nowojorskiego policjanta, który po odebraniu zgłoszenia o domowej awanturze i interwencji tam, dochodzi do wniosku, że to co miało być zwykłą przemocą domową chyba nie do końca w rzeczywistości nią było. Od tego momentu idąc tropem sprawy natrafia na coraz dziwniejsze zjawiska. Do tego stopnia dziwne, że w śledztwie zaczyna pomagać mu ksiądz egzorcysta.
Film niewątpliwie zyskuje też kilka punkcików w oczach laików bo chwyt marketingowy w postaci „oparte na faktach” też zawsze dodaje kilka dolców do kieszeni producentów. Nawet gdy hasło jest w gruncie rzeczy z dupy wyjęte.
W każdym razie film jak najbardziej polecam!

6/10

„Mumia” (2017)

Ten kto poczynił to arcydzieło powinien być batożony wszelkimi możliwymi narzędziami jakie tylko przychodzą do głowy. Tak kosmiczna bzdura, że aż boli głowa. Myślałem, że tego nie domęczę.
Podczas samozwańczej akcji w Iraku, dwójka bohaterów natrafia na egipski grobowiec. W Iraku kurwa… Egipski. Już się dobrze zaczyna… Znajdują tam grobowiec, który postanawiają zabrać aby go zbadać w Londynie. Niestety budzą przeklętą boginię Ahmanet, która upodobała sobie głównego bohatera. To tak w skrócie. I tak poświęciłem temu skrótowi ze 30 słów za dużo.
Cholera wie w sumie nawet czy to miała być komedia, horror czy film przygodowy. Ani to pastiż, ani kolejna część „Mumii” z Brendanem Fraserem. W sumie nawet nie wiem po co to powstało. Generalnie jakbym miał określić do czego to zbliżone to jest to pierwsza część „Mumii” (właśnie tej z Fraserem) z zamienionymi miejscami, z głównym oportunistą w roli kobiecej i całą masą niepotrzebnych debilizmów. „Mumia” z 1999 miała jeszcze ten urok. Nie szło traktować jej na poważnie i w tym właśnie tkwił jej urok. Jak traktować tą „Mumię” nawet nie wiem. Film dla nikogo. Dzieciom nie pokażesz, dorośli się zanudzają. Myślę, że tylko zdurniała do granic możliwości obecna młodzież może znaleźć w tym swoje zadowolenie. Z resztą o czym tu mówić? Wyobrażacie sobie jak połączyć templariuszy ze starożytnymi Egipcjanami, dorzucić do tego Mr. Hyde’a, zombiaki i walki w stylu Mortala? Ja też nie wiedziałbym jak to połączyć póki tego nie obejrzałem. Fuck, na to też mieliśmy iść do kina. Całe szczęście, że lepiej zainwestowałem ten hajs i kupiłem alkohol…
Plus tylko za Russela Crowe (który w filmie gra… Jackylla. Czaicie to? Gra doktora Jackylla! Tak, z tych Jackyllów) i za śliczną Sofię Boutella. Naprawdę, zastanawiam się co skłoniło Crowe’a do zagrania w takiej szmirze. Cruise to wiadomo nie od dziś, że zgłupiał ale Crowe…?

2/10

„Bilet na księżyc” (2013)

Na film w sumie trafiłem kompletnym przypadkiem. Wróciłem z popołudniówki w pracy i akurat leciał w telewizji. Nie dokończyłem go bo jak nawalony wracam z pracy to oczy same mi się zamykają ale obejrzałem ponownie z samego rana.
Kurde, dobry film!
Zatęchły PRL. Lata 60. Podkarpacie. Główny bohater dostaje bilet do wojska. Do Szczecina. W podróż z nim aby go odprowadzić pod same koszary udaje się jego starszy brat.
Film głównie zebrał fejm na tym, że jest to ostatnie dzieło z udziałem Ani Przybylskiej. Ale niesłusznie. Bo nie to powinno być głównym motorem napędowym filmu bo to jest po prostu bardzo dobre kino z dobrą obsadą. Prócz wspomnianej Ani Przybylskiej jest Mateusz Kościukiewicz, Andrzej Grabowski, Łukasz Simlat, Andrzej Chyra. Naprawdę solidna obsada jak na polski film.
Plus świetnie oddane realia tamtych lat. Czuć klimat, beztroskę i mimo wszystko brak zmartwień. Amerykanie lądują na księżycu (ale nie byłoby to możliwe gdyby nie dzielny Gagarin), życie w komunie hipisów jest świetne bo można uprawiać seks bez ograniczeń i palić marihuanę, bańki z mlekiem, dancingi, załatwianie wszystkiego na gębę i łapówki. Piękne czasy. Oby nigdy nie wróciły ale były piękne…
A Ania Przybylska po prostu przepiękna…

6/10

„Ouija: Narodziny zła” (2016)

Wybrany z nudów i z braku laku. I nie był najgorszy. Spodziewałem się kaszany i masakry ale nie było tak strasznie źle.
Film z premedytacją zacząłem oglądać od części drugiej (pierwsza nazywa się „Ouija: Diabelska Plansza” i nakręcona została w 2014 roku). Ponoć lepiej miał mnie wprowadzić w cały temat.
Generalnie temat nie jest specjalnie skomplikowany. Matka z córkami odgrywa w domu spirytystyczne teatrzyki aby wyłudzać pieniądze od naiwnych ludzi (że niby potrafi kontaktować się z duchami). Aby jednak jej spektakle nie były zbyt monotonne, to widząc w sklepie na półce planszę Ouija kupuje ją. Po przyniesieniu jej do domu jedna z córek zaczyna się dziwnie zachowywać. Mówi między innymi, że kontaktuje się ze zmarłym ojcem…
Ogólnie całość jest dosyć głupkowata ale można na to przymknąć oko. Drugi raz nie miałbym tego ochoty oglądać ale dla zabicia czasu jak najbardziej się nadaje.

3/10

No i to by było na tyle. Bilans styczniowy oglądanych przez nas filmów można chyba uznać za całkiem udany. Generalnie sporo oglądamy ale jakoś nigdy nie miałem pomysłu aby to spisywać. Może ten cykl sprawi, że w końcu będzie to miało sens;). A i mnie z czasem pomoże bo niejednokrotnie kłócimy się z Żoną, że coś już oglądaliśmy a ja tego nie pamiętam. Nie będzie już tego problemu bo mogę zerknąć w bloga i będzie wiadomo kto ma rację. A nawet jak racji nie mam to przecież tego nie przyznam tylko powiem „nie oglądaliśmy bo nie ma na blogu”. Nawet jak będzie;).

4 komentarze:

  1. Dla mnie "To" było po prostu bardzo miłym seansem, z fajnymi dzieciakami w rolach głównych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Ni mniej ni więcej! I jak dla mnie to właśnie dzieciaki i świetny klimat zrobił ten film:).

      Usuń
  2. Rany ile dyskusji można by toczyć na zapodane tematy! Może tak: ,,To" na pewno nie ma się czego wstydzić, a Tim Curry ma godnego następcę. Mimiką obaj panowie pracuję prześwietnie.,,Autopsja" dla mnie rewelka. Po prostu film, który można oglądać i oglądać, pomimo tego, że właściwie szybko wiadomo oc chodzi. Ale klimat jest epicki. ,,Opętanie", no brachu. jest Bacon, jest film. Nawet ,,footloose" trzeba raz na jakiś czas odpalić, więc to akurat trafia również w me gusta. Wg niektórych wybredne :P
    ,,Zanim się obudzę" za to, wywołało u mnie przygnębienie i autentycznie się wzruszyłam. Oczywiście było tam kilka scen gdzie parsknęłam śmiechem, ale końcówka mocno telepie. Człowiek to jednak potrafi sobie w głowie zakodować dziwne rzeczy.
    ,,Ostatnia rodzina" również mnie sponiewierała bo spodziewałam się więcej komedii, a otrzymałam gorzką pigułkę o rzeczywistości i niemalże dysfunkcyjnej rodzinie. Strasznie osamotnieni wszyscy tam byli, pomimo tego, że mieli siebie.
    ,,Walking dead" na zmianę z ,,fear the walking dead" to sobie tak trzaskam jak już nie ma co lookać. Temat zombi słabo do mnie przemawia. Może jak mi ktoś w końcu sensownie wytłumaczy w jakim celu martwe ciało pragnie spożywać świeżą ludzinę to polubię. Na razie nie trafiłam na hipotezę, która by mnie satysfakcjonowała :P
    ,,Dom wiedźmy" to tak jak napisałeś- ech ta jankeska młodzież :D Ale i ,,Zbaw nas" nie specjalnie mnie poruszyło. Podobno książka o wiele ciekawsza, nie wiem, jeszcze nie sprawdziłam. ,,Mumia" to już w ogóle potwarz nawet dla Crowe, no dobra. Nawet dla Cruise :P
    ,,Ouija" jest zdecydowanie najlepszą częścią serii więc nie specjalnie się przyczepię ;)
    Co do pamiętania o danym filmie- jak już powszechnie wiadomo mam straszną sklerozę i jak się uprę, że czegoś nie oglądałam to się nikt ze mną nie zamierza spierać. Tylko, że jak już zaczniemy oglądać to mi się spojlery załączają bo odkrywam, że jednak oglądałam :P Nie nadaję się na kompana kinomana :D
    Więcej grzechó nie pamiętam, co nie oglądałam to nadrobię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można toczyć dyskusje więc toczmy;).
      "To" - tak jak napisałem, dla mnie to było przyjemne kino. I tyle. Do obejrzenia i do zapomnienia;). Niczym nie odbiegało od na przykład "The Goonies";P. Co do Curry'ego to legendy krążą, że jak był ucharakteryzowany to członkowie ekipy nie chcieli z nim przebywać sami w pomieszczeniu taką wzbudzał sobą aurę;). Ciekawe czy przy remasterze "To" było podobnie z jego następcą;).
      "Autopsja" tak jak mówisz - bomba!
      Co do Bacona mam to samo:D:D:D!!! Dokładnie tak - jest Bacon, jest film:D! A i "Footloose" jak tylko leci to nie potrafię sobie odmówić i obejrzeć po raz nasty:).
      "Zanim się obudzę" to taka bajeczka. Troszkę bezsensowna, troszkę naiwna ale jednocześnie przyjemna. I faktem jest, że przygnębiająca momentami...
      "Ostatnia Rodzina" była bardzo dołująca. Początkowo lałem ze śmiechu ale później (szczególnie od momentu śmierci matki) to już wszystko zaczynało się sypać jak domek z kart. Nawet te babcie jak chowali to nadal śmierdziało taką komedią ale ten moment ze śmiercią matki był taki przełomowy. Generalnie smutny film cholernie, a jak się skończył to zapanowała tylko taka cisza... Ale faktem jest, że na przykład taki "Dzień świra" też wcale wesoły nie jest...
      "Walking Dead" dziś wychodzi kolejny odcinek;). Czyli jutro będę miał co oglądać;). Do "Fear of TWD" jakoś nie mogę się przełamać... Ale wiesz co? W sumie nigdy nie zastanawiałem się nad kwestią, po co zombiaki mieliby zjadać żywych:D! Dobre pytanie:D! Jakoś zawsze to przyjmowałem tak jako mantrę ale nigdy nie skupiłem się na odpowiedzi;).
      Ja swoją drogą też nie do końca się nadaję na kompana kinomana bo po godzinie praktycznie każdego filmu zaczyna mnie odcinać i zasypiam;). Nawet kilka razy w kinie zasnąłem;). A najlepiej spało mi się w kinie na "Pod mocnym aniołem". Sceny były idealne do spania;D.

      Usuń